Jak się żyje w Argentynie

W największym skrócie- dobrze :). Czyli da się żyć za to co się zarabia. Generalnie koszty życia są niższe niż w Polsce (choć niewiele), a zarobki wyższe- to istotnie. Mediana zarobków w Argentynie jest mniej- więcej taka sama jak średnia w Polsce, co pozwala przyjąć, że średnia jest o jakieś 50% wyższa- i to jak najbardziej odpowiada mojej orientacji w tym temacie.
Za to koszty życia- w pewnym sensie są zabawne. Jedzenia podłej jakości (znanej mi jako normalna z Europy i USA)- praktycznie nie ma (OK- jest- ale w niewielkich ilościach w drogich sklepach, importowana i za obłędne ceny- co niektórym dobrym propagandzistom pozwala opowiadać jaka to Argentyna jest droga). Jedzenie dobrej jakości jest dużo tańsze (choć nieco droższe niż te podłej jakości w Europie i USA). Koszty codzienne są bardzo niskie- gazu, prądu, itd., zresztą np. ogrzewania ostatniej zimy używałem przez ok 2 tyg., a i to bardziej dla komfortu, niż z powodu absolutnej konieczności. W komunikacja publiczna jest bardzo przyzwoita i tania, za to samochody i koszt ich utrzymania- drogie.
To razem daje całkiem przyjemne połączenie- da się żyć i korzystać z życia. Zarobki spokojnie pozwalają na normalne życie- także zarobki szeregowych robotników są wystarczające do utrzymania rodziny i jeszcze korzystania z drobnych przyjemności- typu wyjazd na normalne wakacje. Oczywiście z drugiej strony są też pewne upierdliwości życia codziennego. Przede wszystkim są to uboczne skutki przyspieszonej reindustrializacji, która trwa od 10 lat- czyli wyższe ceny i dość zróżnicowana jakość produktów (większość jest naprawdę bardzo dobra, inne o żenującej jakości) ale jednocześnie dość wysokie ceny tychże wyrobów. Co więcej- ten sam na całym świecie import z Chin przejawia się tu w nieco inny sposób. Często te same wyroby są po prostu dużo niższej jakości niż w Europie (nawet Europie B) i jeśli są to podzespoły do produkcji argentyńskiej- oczywiście rozpadają się dość szybko. Tak samo widać na każdym kroku brak wykwalifikowanych techników- hydraulik uczył się od innego niedouczonego hydraulika, elektryk tak samo...- czyli chcesz mieć dobrze- zrób to sam.
A z drugiej strony- przyjemna pogoda wiele zmienia. Życie naprawdę jest przyjemne, jeśli olbrzymia większość dni jest słonecznych (ok- w lecie tego słońca lepiej raczej unikać), a konieczność używania zarówno klimatyzacji, jak też ogrzewania nie przekracza 3-4 tygodni w roku.
Także jeden drobiazg- nie wszędzie oczywiście, ale wyroby kubańskiego przemysłu spożywczego są relatywnie łatwo dostępne, co mi się zdecydowanie podoba. Moim prywatnym zdaniem, ale raczej szeroko podzielanym, kubańskie nie tylko cygara, rum o którym już kiedyś wspominałem, ale także kawa są najlepsze na świecie i absolutnie warte swoich (wysokich!) cen, znacznie bardziej niż cokolwiek w czym maczali swoje łapy bezmyślni księgowi od „cięcia kosztów” z międzynarodowych korporacji.
I niniejszym pozdrawiam Czytelników znad filiżanki kubańskiej kawy, przepraszając za dość długi okres mojej nieobecności, ale właśnie udało mi się wrócić do mojej zardzewiałej miłości- czyli przemysłu ciężkiego, co przez jakiś czas było zajmujące w stopniu uniemożliwiającym inne aktywności. A tak po ludzku- zasuwałem jak dziki osioł, reorganizując pracę w pewnej fabryczce, tak aby ilość usterek, wypadków przy pracy i zawalania terminów spadła do poziomu akceptowalnego w cywilizowanym świecie. 

38 komentarzy:

Anonimowy pisze...

O, jak już jesteśmy przy przemyśle to może napisz jak wygląda kwestia pracy dla np. inżyniera z Polski. Wiem że Brazylia wysyła swoich studentów kierunków technicznych na studia w Europie między innymi, więc podejrzewam że ceni się wiedzę inżynierską ze starego kontynentu?

Maczeta Ockhama pisze...

@ Anonim
Tak to wygląda, że co jakiś czas policja urządza łapanki i jak znajdą kogoś z europejskim paszportem i dyplomem inżyniera to go od razu zawożą do najbliższej fabryki. Oczywiście żartuję, ale oprócz IT, gdzie braki załatała rzesza imigrantów z USA, w praktycznie każdej specjalności brakuje kadry technicznej, zarówno średniej, jak też wyższej. W znanej mi hucie inżynierowie pracują po 12-14 godzin, bo ich po prostu brakuje i tylko jestem ciekaw, kiedy oni ogłoszą strajk.

Maczeta Ockhama pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Maczeta Ockhama pisze...

Jeszcze- ja sam, co prawda mam solidne doświadczenie w przemyśle ciężkim i niezłą wiedzę techniczną, ale ŻADNEGO wykształcenia w tym kierunku i pracuję jako praktycznie rzecz biorąc inżynier produkcji. To, delikatnie mówiąc o czymś świadczy.
A jesli masz jakieś konkretniejsze pytania- mail.

Matusiak pisze...

Obserwacje jednostkowe sa czesto obarczone duzymi bledami.
Kilka lat temu dostalem propozycje pracy w Argentynie i to całkiem dobrze płatna. Musza miec spore braki w kadrach technicznych.

Voy pisze...

a jak wygląda tam sprawa z rozwojem nauki (nie w sensie nauczania w szkole, tylko science) - zwłaszcza chodzi mi o poziom tzw. live science, tj. genetyka itp.?

Maczeta Ockhama pisze...

Voy
Generalnie słabo się orientuję. Trzeba w danej dziedzinie siedzieć, aby sensowniej ocenić rozwój i postęp. Ale wiem, że akurat z genetyką chyba nie jest źle, skoro zrobili krowę dającą ludzkie mleko.

Unknown pisze...

A jak wygląda w elektrykami? (Technik) Dostanie sie pracę z językiem Hiszpańskim?
Dość poważnie myśle nad ewakuacją z Polski, i najlepiej w ogóle z upadającej Europy... Dorzecze La Plata śni mi się po nocach jako dobra alternatywa.... Tylko nie wiem, czy ma sens jechać w ciemno? Jedno jest pewne, Polska stacza się w otchłań, po tym jak dostałem oferte (?) pracy za 2.8 zł netto/h MAM DOŚĆ. Jest to bardzo przykrę, bo kocham ten kraj, ale wobec państwa mam taki sam stosunek jak NSZ względem Komuny... jeszcze mam plan iść na inzyniera, ale czy sytuaccja w ARG nie zmieni się na gorsze za te 5 lat?

Finanse Domowe pisze...

Hej

a czy to nie Argentynie grożono wyrzuceniem z MFW za fałszowanie statystyk inflacji?

futrzak pisze...

@Finanse Domowe:
tak, to Argentynie grozil MFW.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Tomasz Puszkin
Też zależy jakimi elektrykami- w budowlance też tu była bańka i stopniowo zwalnia- dla zawodów budowlaych jest słabo, za to przemysł, jak wspominałem pracuje pełną parą i nie ma żadnych problemów. Inna sprawa, że w przemyśle praca jest wyłacznie legalna, co oznacza jeszcze potrzebę chęci załatwiania przez pracodawcę biurokracji imigracyjnej.

Anonimowy pisze...

Jestem świeżym absolwentem inżynierii produkcji, szkoda że nie znam hiszpańskiego. Takoż doświadczenia przydałoby się nieco podłapać.
SM

Yulek pisze...

Ja uznałem, że zostanę w Polsce, ostatecznie będę mógł się rechotać jak za kilka lat nam braknie albo lamp albo sznurka. Ostatecznie gdzie nie pojadę to problemy jakieś będą.

Choć w razie "W" pouczę się niemieckiego i ruskiego.

cedric pisze...

http://marucha.wordpress.com/2013/03/06/upadek-rodzinnych-gospodarstw-rolnych/

technologia przyszłości pisze...

zainspirowany maczetą i futrzakiem kupiłem sobie samouczek hiszpańskiego-kastylijskiego i zastanawiam się nad nauką :)

poważnie :)

obecnie czytając np. instrukcje softwareowe po hiszpańsku jestem w stanie zrozumieć je bez tłumaczeń - to jednak łacińska baza językowa

Administrator bloga pisze...

Witaj, może to cię zainteresuje, link do twojej wiadomości, nieaktywny, najwyżej wykasuj mój komentarz: http://tiny.pl/h2b48

futrzak pisze...

@Technologia:

czytanie instrukcji po hiszpansku jest w istocie latwe.
Podobnie jak po angielsku. Zonk jednak nastepuje jak wyjezdzasz do danego kraju i musisz gadac z ludzmi na ulicy.
Iluz to ja gieroji widzialam, co chwalili sie, ze dany jezyk BIEGLE znaja.
Ba. Ja sama jak przyjechalam do USA wcale nie lepsza bylam. Podobnie mialam problemy w Australii i NZ. Teraz tez przechodze frycowe, bo hiszpanski "oficjalny" ten z instrukcji, Wikipedii i telewizji jest tak bardzo rozny od ulicznego...a w pracy sie musisz dogadywac z lokalsami.
Latwo nie ma.

technologia przyszłości pisze...

powiedzmy że są ludzie, którzy są talentami językowymi, może ja nie poszczycę się przynależnością statystyczną do tej grupy, ale może stoję gdzieś niedaleko

generalnie w PL źle się uczy języków, nie zwracając uwagi na istotne komponenty i stąd poważne luki w wykształceniu polskich "magistrów" w aspekcie języków

Anonimowy pisze...

Koloryzujesz srednie zarobki w Argentynie to $1,108 brutto a podatki maja ogromne, ceny wyzsze niz w Polsce. W Polsce $1600 wychodzi srednia. Minimalna to 993zl w przeliczeniu to jest 1500 peso brutto i ponad 30% spoleczenstwa za taka pracuje reszta ma pare peso wiecej. W Polsce za minimalan pracuje 10% ludzi reszt ma pare stowek wiecej, to nie znaczy ze bogaci oczywiscie bo ciezko wyzyc, ale jest znacznie lepiej niz w Argentynie a mieszkalem tam rok, wyslala mnie pewna firma abym szkolil pracownikow, dodam mieszkam w NYC. na horyzoncie argentyny pojawia sie nastepne bankructwo, zarobki spadaja ceny ida w gore, podajesz jakies bajki ktore moze beda odpowiednie dla kogos, kto tego kraju nie zna. Co do inzynierow specjalistow brakuje i w Polsce Warszawa, Krakow, Poznan, Wroclaw sciagaj informatykow i placa im po 10-15tys miesiecznie, tyle maja znajomi Amerykanie pracujacy w Gdansku. Na Ukrainie tez tyle zarobisz...sa to jednak wyjatki i prawdopodobie jestes jednym z nich.

Roman Sasiada pisze...

Ciekawe to co napisales. Z artykulow w polsko i anglo jezycznym internecie wylania sie jednak troche inny obraz i zblizony raczej do bananowej republiki niz cywilizowanego kraju. A gdy przeliczales te argentynska mediane z peso na prawdziwa walute ($, EUR, PLN czy inna) to po jakim kursie? Oficjalnym przypominajacym PRLowski kurs z czasow komuny po ktorym nie mozna nigdzie kupic waluty (dzis ok 5,2 peso za 1$) czy raczej tym realnym czarnorynkowym, tzw. blue dollar (obecnie ok. 9 peso za 1$)?

Anonimowy pisze...

dla mnie to tez dziwne co piszesz, bo ja słyszałam od kolegi urodzonego w Argentynie że nie jest tam tak wesoło, bieda podobno ogromna, korupcja też, a podobno najgorzej jest jeśli chodzi o przestępczość taką zwykłą uliczną, np opowiadał że jego ciotki noszą pieniądze w biustonoszu, bo kradzieże w zwykły dzień na ulicy są tak powszechne, mieszkał w Cordobie, która jest 2 największym miastem Argentyny

Kot w gołębniku pisze...

hm... nie mam wieści z pierwszej ręki, ale Twój opis brzmi trochę jak opis PRL za Gierka.
- koszty utrzymania też były niskie
- kiepskie kapitalistyczne żarcie było ciężko dostępne za dolary w peweksach
- dobre swojskie było tanie (jak tylko udało się je zdobyć na bazarze od baby ze wsi)
- komunikacja publiczna była tania,
- fachowcy też kiepscy
- tandeta też była, tyle że ruska a nie chińska
- hehe nawet produkty kubańskie były, a jak, np. zdarzały się kubańskie pomarańcze jak kto miał szczęście

Tylko na klimat nic nie poradzę, ten na pewno jest lepszy w Arg., wierzę :-D

Maczeta Ockhama pisze...

@Anonim od zarobków
Rozumiem, że kwota podana to w dolarach? To by sie mniej-więcej zgadzało, oprócz podatków- od takich zarobków dochodowego nie ma, tylko składki na tutejszy ZUS od pensji, przy działalności niewielkie. Jesli mowiszo peso to dane są, delikatnie mówiąc mocno nieaktualne.
O sytuacji w Argentynie- większość inforacji stąd to faktycznie przedruki z Clarinu, czyli rzeczy zwyczajnie zmyślone. Bieda i przestępczość jest, jak wszędzie, ale w kategorii wielkich miast Buenos jest raczej bezpieczne. W Cordobie jeszcze niedawno było gorzej, choć tam dla odmiany banksterska propaganda chwali wszystko.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Kot w gołebniku
Kiepscy fachowcy to skutek uboczny niedawnego uprzemsłowienia- jak wszędzie i zawsze.
Co do kubańskich pomarańczy- pamiętam, ale nie tęsknię, za to kubańskiego rumu, cygar i kawy z PRL nie pamiętam- albo były wyłacznie dla uprzywilejowanych, albo je opchali, jak dziś tylko za solidną walutę.

Kot w gołębniku pisze...

Były. Ale faktycznie dla uprzywilejowanych, znaczy się wysokich funkcjonariuszy PZPR. Dla mas nie starczało.

Anonimowy pisze...

Maczeta napisz, ile tak kosztuje wynajęcie mieszkanka dwupokojowego o standarcie "polskim".

Maczeta Ockhama pisze...

mieszkanie- tak z 2000 do 3500 peso, zaleznie od miejsca, moze oczywiscie być i mniej lub wiecej

Robotnik pisze...

To całą wypłatę musiałbym przeznaczyć na mieszkanko.
Strasznie drogo.

Anonimowy pisze...

Cześć Maczeta, będę w Buenos 19 - 27 luty. Zastanawiam się nad zwiedzeniem Igazu i paru innych miejsc. Trochę irytują te ceny dla obcokrajowców (wyższe) i dla rezydentów (niższe). Czy mógłbyś poradzić w następujących kwestiach:
1/ Gdzie najlepiej wymienić USD na pesos. Wiem, że w Argentynie chyba nadal istnieje czarny rynek i te oficjalne kursy wymiany są trochę z kosmosu (niskie).
2/ Jak najtaniej dostać się do Igazu. LAN ma rozsądne ceny przelotów dla rezydentów - ale dla obcokrajowców - to dużo taniej wychodzi przez Brazylię - (tylko, że lot przydługi). Czy warto kupić bilet na ten słynny autobus? Tylko znowu chyba lepiej do Paragwaju (ta mieścina przy Puerto Igazu) - bo przy tej samej jakości połowę taniej.
3/ Noclegi - czy te z booking.com są faktycznie konkurencyjne (wydaje mi się, że też ceny dla nierezydentów są wyższe) - czy są jakieś lokalne agencje. Chodzi o rodzinę 7 osobową (2 dorosłych i 5 dzieci).
4/ Jakie najciekawsze miejsca byś rekomendował?
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Jade

Maczeta Ockhama pisze...

@ Robotnik- całej polskiej, a pół tutejszej....
@ jade
Jak widziałem, kol. Futrzak już ci wyczerpująco odpowiedziała

Anonimowy pisze...

Dzięki Maczeta. Wyczerpująco - to bardzo za dużo powiedziane. Ale trochę poczytałem na forum dla ekspatów, trochę w podróżniczych i już wiem co i jak. Tak swoją drogą, ktoś czytający Twoje wpisy nt. Argentyny mógłby się mocno zadziwić przyjeżdżając do tego kraju. Razem z Futrzakiem macie bardzo odosobniony pogląd na to jak sytuacja w Argentynie wygląda i dokąd zmierza. Wy (Ty i Futrzak) i FerFal jesteście na przeciwnych biegunach oglądu sytuacji w tym kraju. Po przestudiowaniu tematu sądzę, że wyznania FerFala są trochę bliżej realiów niż Wasze. Chociaż oczywiście przesadza.

Anonimowy pisze...

"ale oprócz IT, gdzie braki załatała rzesza imigrantów z USA"

a ile placa informatykom i jak najlepiej szukac pracy? ja chetnie przenislbym sie z USA gdyz tam sa kiepskie urlopy i nie ma work-life balance.

Anonimowy pisze...

czy jest sens aby przeniesc sie z USA do Argentyny?

Maczeta Ockhama pisze...

@Anonim
Według mnie jest. W Buenos żyjesz taj, jak jest możliwe w USA tylko w San Francisco czy NJ, za nieporównywalnie mniejsze pieniądze. W IT rozrzut oczywiście jest olbrzymi, w końcu wszystko zależy od kwalifikacji. Przy najprostszej robocie jest minimalna, czyli obecnie 3600 peso. To wystarczy na pokój i przeżycie. Na bilet z powrotem do USA nie odłożysz... Mając na USA średnie kwalifikacje tu będzie się żyć na ewidentnie lepszym poziomie. Z najwyższymi, na zarobki pow 150 tys dol rocznie- lepiej tam.

Anonimowy pisze...

Pracuje jako administrator systemow (Unix/Linux). W USA wyciagam ok 60k rocznie brutto. Zyje mi sie ok, na nic nie brakuje ale... USA mi sie troche przejadly (lubie podrozowac i poznawac nowe kultury). W USA denerwuje mnie kult pracy, brak normalnych urlopow (w Europie min 20 dni) i droga sluzba zdrowia.
Jak te kwestie wygladaja w Argentynie?

Znam podstawowy hiszpanski, bylem kiedys w Argentynie turystycznie (Iguazu, Ushuaia, Perito Moreno), duzy i piekny kraj.

Unknown pisze...

Hej Maczeta, możesz mi podać jakiś kontakt (np. email), chciałabym Cię prywatnie, bez świadków :D zapytać o pewnie kwestie związane z Argentyną :)

Anonimowy pisze...

a jak jest z usługami? np. wpadam do argentyny i chcę otworzyć stolarnię usługową.

Maczeta Ockhama pisze...

@anonim
To bedzie konkurował na rynku z setkami podobnych imigrantów z Peru, Boliwii czy interioru Argetnyny o znacznie niższych oczekiwaniach. Chyba że od razu uda ci się wkręcić jako magik-super- fachowiec z Europy do usług dla wyższej klasy średniej i kasować jak w Europie Zachodniej. W tej wersji życie jest piekne.